Mój mały czteroślad, przyjaciel dobry jak lek na serce. Ilekroć poczuję złość, pojawia się obok i niczym duch stoi spokojnie - czeka! Nie wiem, na co czeka, ale on wie. Wie wszystko, co trzeba, we właściwej proporcji, zna miary i zabarwienia. Potrafi żabki skakać i kręcić bąka, byle smutek rozgonić i rozweselić. Rezygnuje tylko w przypadku napotkania głupoty. Wtedy zwiesza głowę i skrobie podłogę, to jedyny przypadek kiedy nie wie, co począć.
Tenże przyjaciel jest o niebo lepszy ode mnie, może za wyjątkiem kłamstwa. Och, jakże w tym nieporadny. Wierny i ufny, aż do stanu, którym wprawia w kompleksy. I tenże przyjaciel, od dwóch dni cierpi, a ja skory tylko do doglądania siebie samego, stałem się mimowolnym pośrednikiem i donosicielem bólu. Przyjaciel zaś, tylko od czasu do czasu, stęknie lub zajęczy, nawet nie szczeknie. I ciepło, i z miłością patrzy mi w oczy, aż po łamanie w kościach. Jakże prawdziwie mały przy tym Bąblu jestem.
|