Miasto, miłość i śpiew.
Jak każde inne i to miasto przygarnęło mnie ciepło. Objęło i urzekło – tu mówię prawdę – mówiąc o mieście, Które dało mi gospodarskie masło do chleba, mieszkanie, Piękną rzekę i cudowną, zaczarowaną kobietę. Nie zwykłem kłamać komuś kogo lubię, a polubiłem Warmiński chleb i gospodarskie masło, mieszkanie Na kwadracie i cudowną, zaczarowaną kobietę.
Wyjałowionym starcom nie są potrzebne kobiety, A już broń boże, te zaczarowane, te cudowne - Dla nich miasto w darze daje wiekowe kamienne baby, Wodę w plastikowych butelkach i Kętrzyńską z kilkoma Wystawnymi witrynami – wszystko na pokuszenie.
Wszystko tylko po to, by zzuć kapcie, by na gwarnym deptaku Wykrzyczeć swoje halo i cześć, by wreszcie na kilka Kwadransów wyruszyć nad rzekę, która niczym życie Przewija się meandrami pomiędzy pamięcią, wspomnieniem, Tęsknotą, a zapomnieniem. Wczoraj przypomniałem sobie, Jak bardzo, bardzo, zapadłem się w miłość.
Niemy los dopiero tutaj wykrzyczał dla mnie szczęście. To dziwne, tyle lat ganiałem po świecie w jego poszukiwaniu, A ono przyszło do mnie samo, podało uśmiech i rękę, Przygarnęło starego jak znajdę, jak swego. Dziwne to miasto, Co tak zauroczyć potrafi przez dobroć i miłość. Kiedyś winien będę spłatę grą w kości, które niczym wolny los Powędrują za sercem do nieba.
Zapytacie, gdzie śpiew? - Ten śpiew to noc, z oknem Wychodzącym na farę i rzekę, z kołyszącą się latarnią I miriadami gwiazd zanurzonych w czarodziejskich oczach Miasta i ukochanej.
|