Kącik Poezji

OBOWIĄZUJE ZASADA- JEDEN WIERSZ DZIENNIE


#1 2009-12-04 22:15:04

anna k.

Moderator

Punktów :   

Andrzej Bursa

Miłość

Tylko rób tak żeby nie było dziecka
tylko rób tak żeby nie było dziecka

To nieistniejące niemowlę
jest oczkiem w głowie naszej miłości
kupujemy mu wyprawki w aptekach
i w sklepikach z tytoniem
tudzież pocztówki z perspektywą na góry i jeziora
w ogóle dbamy o niego bardziej niż jakby istniało
ale mimo to
...aaa
płacze nam ciągle i histeryzuje
wtedy trzeba mu opowiedzieć historyjkę
o precyzyjnych szczypcach
których dotknięcie nic nie boli
i nie zostawia śladu
wtedy się uspokaja
nie na długo
niestety.

Ostatnio edytowany przez anna k. (2009-12-04 22:23:56)


zrób coś, otwórz mnie, rozbierz.


-r.wojaczek.

Offline

 

#2 2009-12-06 14:23:19

kaprifolium

Użytkownik

Punktów :   

Re: Andrzej Bursa

Klasyka, a poezja współczesna? Uważam, że mogą współistnieć, że powinny współistnieć.  Uważam, że poezja współczesna może z klasyki czerpać pełnymi garściami. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że o klasykach nie powinno się mówić, bo to nie te czasy. Nic bardziej błędnego. To jest tak, jakby kazać  czytać i pisać komuś, kto nie zna alfabetu, albo opowiadać o wydarzeniach historycznych bez zagłębienia się w minione dzieje.  Podstawą domu są fundamenty i jakoś nikt się temu specjalnie nie dziwi, bo to sprawa oczywista. Podobnie  jest z poezją.  Nie wystarczy chęć pisania. Trzeba do tego mieć solidne podstawy, wiedzę. Jeśli opanujemy sztukę pisania wierszy w klasycznej formie, czyli:  rytm, akcenty, rymy; jeśli opanujemy wszelkie zasady wiersza regularnego- możemy pokusić się o wiersz wolny. To jest następny etap wtajemniczenia w sztukę pisania. Byłam pewnego razu na spotkaniu bardzo młodych poetów. Na pytanie kto jest dla nich wzorem, kogo lubią czytać?- jeden z "poetów" odpowiedział:  "Oczywiście, że czytam. Czytam siebie, nie będę sobie głowy zaśmiecać nie wiadomo czym".  Pozostawię to bez komentarza.  Pozdrawiam. Irga

Offline

 

#3 2009-12-06 20:20:35

szyszka

Użytkownik

Punktów :   

Re: Andrzej Bursa

Zupełnie zgadzam się z kaprifolium. Nie może być współczesnej poezji bez fundamentów- klasyki.
Istnieje dziś maniera wyśmiewania wszystkiego i wszystkich, ale trzeba sobie uświadomić jedno;
bez tabliczek glinianych i hieroglifów nie byłoby słowa pisanego- kolejne wiążą się z pierwszymi.
To zupełnie tak, jak  próby Leonarda da Vinci w konstruowaniu skrzydeł na kształt
dziszejszej paralotni- pierwsze próby unoszenia się  w powietrzu, były odwiecznym marzeniem człowieka .
Dzisiejsze  samoloty są konsekwencją  prób i porażek konstruktorów na przestrzeni lat, pamiętamy , że samoloty
zmieniały się, aby w konsekwencji dojść do  konstrukcji samolotów ponaddżwiękowych, a nawet promów kosmicznych.
Czy byłoby to możliwe bez korzystania z doświadczenia poprzedników?
Żadna dziedzina nauki nie odżegnuje się od swojej przeszłości, zatem Poezja - sztuka słowa, winna  zachować pamięć .
Ja wychodzę z założenia, że poeta powinien  umieć napisać  tak samo dobrze, wiersz biały, jak rymowany.
Współczesna poezja próbuje na kształt innych epok zmienić   swój wizerunek.
Przechodzi ona często w prozę, a granica zaciera się niejednokrotnie. Sama mierzę się z tym nowym gatunkiem wyrażania siebie.
Ale lubię wracać do klasyki, a w szczególności do dobrze zrymowanych wierszy, z wyśmienitą treścią.

Przypomnę państwu wiersz- który  w mojej fascynacji poezją odegrał dużą rolę.
Nie pamiętam, by równie dobrze napisał ktoś o deszczu.
Drugi zaś- jest tematem uniwersalnym- chyba wszyscy poeci wcześniej, czy póżniej, mierzą się z nim.



DESZCZ JESIENNY  [ LEOPOLD STAFF  ]


O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...



Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze

Na próżno czekały na słońca oblicze...

W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,

W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...

Odziane w łachmany szat czarnej żałoby

Szukają ustronia na ciche swe groby,

A smutek cień kładzie na licu ich miodem...

Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem

W dal idą na smutek i życie tułacze,

A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...



To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...



Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...

Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...

Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...

Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...

Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.

Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,

Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...

Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...

Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...

Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...



To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...



Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie

I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...

Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem

I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,

Trawniki zarzucił bryłami kamienia

I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...

Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu

Położył się na tym kamiennym pustkowiu,

By w piersi łkające przytłumić rozpacze,

I smutków potwornych płomienne łzy płacze...



To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


.............................................................................................

CHORZY W POCZEKALNI    [ LEOPOLD STAFF  ]



Podobnie jak uliczni przechodnie banalni,

Jednacy w modzie, stroju, pozie i zwyczaju,

Niby pasażerowie codzienni tramwaju,

Siedzą chorzy w lekarza niemej poczekalni.



Na wrogo-nieznajome ścian patrząc obrazy,

Obojętni z pozoru, a trwożnie niepewni,

Obcy dla siebie zawsze, dzisiaj bliscy krewni,

Opanowują z trudem swych twarzy wyrazy.



I gdy zegar poważnie, aż grobowo, tyka,

Oni, siedząc wokoło uroczystym wianem,

Jak gdyby na śmiertelnym swym cenzurowanem,

Odgadują pierwszego w gronie nieboszczyka.



Tajemnych, groźnych chorób przerozliczne szczeble,

Jedni z twarzą jak z wosku, drudzy jak z papieru,

Wdychają chloroformu zapach i eteru,

Zazdroszcząc, że nie cierpią tutaj tylko meble.



Topiąc wzrok w Asklepiosie, marmurowym bożku,

Stojącym w ciemnym kącie, w gorączki wypieku

Marzą o dobroczynnym jakimś, zbawczym leku

W błogosławionych kroplach lub w cudownym proszku.



Myślą o swoim stopniu w termometru rurce -

I ci, u których wiary szczep był bezowocnym,

Roją dziś o lekarzu jako o wszechmocnym,

Wierzą w niego rozpacznie jako w cudotwórcę.



W pragnieniu życia przysiąc nań każdy jest skory...

Czuje dlań z góry wdzięczność, przyrzeka majątek,

Jeśli zśród tych skazańców wyjdzie jak wyjątek...

Wtem znów wpuszczają kogoś i znów wchodzi chory.



Zwrócili się, by wzrokiem ciekawym go dosiąc,

I gdy siadł, znowu wszyscy w bezruchu, w bezczynie,

W drzwi obojętnie białe patrzą jak w pustynię

Mroźną, gdzie jak nadziei blask lśni klamki mosiądz.



I wchodzi znowu jeden, którego tu władza

Drżącej nadziei wiedzie i zdrowia marzenie -

I rozrasta się głucho w tej izbie cierpienie,

I mury milczącego pokoju rozsadza.



Rozpiera się ból w twardych granicach komnaty,

Jak smok, który opiły po padliny próchnie,

Tyje z wolna, nabrzmiewa, rozdyma się, puchnie

I z cieśni się rozpręża na zewnątrz, na światy.



Zda się, że pęknie pokój ten... I nagle - pęka!

Z hałasem, hukiem, grzmotem!... I ściany, i kąty

Lecą jak wysadzone prochowymi lonty,

Tak je rozmiotła dzika, zbyt przewzbrana męka.



I z wolnych już stron czterech wali się i tłoczy

Tłum chorych, który gniecie się, a ciągle wzrasta,

Jakby już nie ulica, nie miasto, lecz miasta

I kraje, i świat cały zbiegły się z otoczy.



Najdawniej czekający, porwawszy się w trwodze,

Wraz z wrzaskiem napastników rozdzierają ciszę

I krzyczą, jęczą, wyją dawni i przybysze,

Czołgając się na klęczkach po twardej podłodze,



Błagalnie wznoszą ręce do swych tęsknot celu

I z szaleńczą rozpaczą, co zgrozą przeraża,

Łomocą w drzwi, jedynie nietknięte, lekarza,

Wołając: "Zbawicielu! Otwórz, zbawicielu!"



Cały świat ze skowytem szaleje cierpienia,

On, Wielki Niewierzący, co zmienił glob stary

W poczekalnię cierpiących, pełnych dzikiej wiary,

Wzywających zwierzęcym skomleniem zbawienia!



Aż od ich wściekłych miotań zadrżały posady!

Cały gmach, zbudowany z kamienia i stali,

W nicość, w proch, w zatracenie z gruchotem się wali,

W nieuniknioną przepaść wieczystej zagłady.



I gdy wszystko runęło z łomotem i trzaskiem,

Nad kurzem rumowiska, który świat zadymia,

Zawisła w górze jeno klepsydra olbrzymia,

Trupy pobitych szarym zasypując piaskiem.





[Ciekawa jestem waszych opini]
pozdrawiam

Ostatnio edytowany przez szyszka (2009-12-06 20:34:59)

Offline

 

#4 2009-12-07 13:35:34

kropek

Moderator

Punktów :   

Re: Andrzej Bursa

poezja jest jedna. w ciągu wieków zmieniały się natomiast środki wyrazu. zmianom ulegały pojęcia na świat i życie. najmniejsze zmiany nastąpiły w sferze uczuć. okazuje się, że dwa i pół tysiąca lat temu obowiązywały te same sposoby i zasady regulacji życia wewnetrznego człowieka. wszak o cnotach kardynalnych mówi już Arystoteles, Sokrates, także ich protoplaści. w niezmienionej postaci obowiązują także nas dzisiaj. w podobnym stopniu dotyczy to sfery estetyki.
nie ma współczesności samej w sobie, zawsze będzie ona korelowała z tym, co już poza nami, co już było.
oczywiście, możemy odżegnywać się od tego, ale im bardziej będziemy się odżegnywali, tym wyraźniej nasze bałamutne mówienie będzie widać. w przyrodzie nic nie bierze się samo z siebie. to tylko w średniowieczu uważano, że wystarczy zakopać w ziemi brudną szmatę, a po kilku dniach wylęgną się z niej pchły lub inne robactwo.
wspólczesnych ignorantów nie brakuje. wielu uważa, że skoro nie przeczytali dajmy na to, 'Pana Tadeusza' czy 'Iliady', to ich twórczość jest samą w sobie nowoczesnością - bez korzeni. oho, nie, korzeniami są oni sami. tyle w tym prawdy co w tej szmacie i pchłach. zawsze okaże się, że jednak ktoś ich wychował, ktoś z nimi o czymś rozmawiał, gdzieś oglądneli film, czytali komiksy, nawet napisy na puszce z piwem, które krańcowo, też mogą być inspiracją klasyki.
czytałem bardzo dużo, ale do poezji skłonił mnie pan Adam Asnyk, i za to jestem mu wdzięczny do dnia dzisiejszego. sądzę, że po dzień ostatni. tyle na razie, jeszcze tu wrócę

Offline

 

#5 2009-12-07 18:00:09

szyszka

Użytkownik

Punktów :   

Re: Andrzej Bursa

kropku -  wróć koniecznie i podaj nam najlepsze jego do poczytania:)
To także i mój Idol

Offline

 

#6 2009-12-08 13:07:25

kropek

Moderator

Punktów :   

Re: Andrzej Bursa

Bolesławowi Prusowi
Asnyk Adam




Niechaj pracownik nie żali się cichy,
Gdy ziarno myśli wciąż rzucając świeże,
W oklaskach tłumu i błyskotkach pychy
za trud swój głośnej zapłaty nie bierze.

Rozgłos i sława przemija tak marnie
Jak tuman pyłu, którym wicher kręci...
Choć nagle cały widnokrąg ogarnie,
Znikając z oczu, znika i z pamięci.

Opada fala uwielbieniem wrząca
I tych, co w górę wyniosła na sobie,
Po krótkiej chwili znowu na dół strąca,
I grzebie żywcem w zapomnienia grobie.

Powoli nawet dźwięk imienia głuchnie -
Zgłuszą go nowi tłumu ulubieńce -
I w bezimiennym rozsypią się próchnie
Oznaki hołdów i laurowe wieńce.

Zginą od prądów chwilowych zawiśli
Za widmem sławy goniący sztukmistrze,
Lecz nie zaginie siew szlachetnych myśli
I nie przepadną natchnienia najczystsze.

Choć pracownika noc otoczy głucha,
Wyrosną kwiaty na cmentarnej grzędzie
I nieśmiertelna cząstka jego ducha
W sercu pokoleń późniejszych żyć będzie.

A nowych czasów dążenia i czyny,
Co nieświadomie zeń początek wiodą,
Te nie więdnące dając mu wawrzyny,
Będą dla niego najwyższą nagrodą!


uwielbiam też innego klasyka, Szekspira. jutro któryś z przepysznych sonecików podam.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl