OBOWIĄZUJE ZASADA- JEDEN WIERSZ DZIENNIE
zanim dojrzał ją, ociekającą krzykiem i przerażeniem w oczach,
była zwyczajną dziewczyną, bezimiennym tłem tysięcy,
dopiero bezmyślny przypadek zrodził w nim krótkotrwałego herosa,
wystarczająco pięknego na tamtą chwilę, by sama Afrodyta
zdejmując z nich okrycia, namaściła ziołami i złożyła w ofierze.
dar natury rósł jak bochen chleba w piecu, rumienił się, coraz pachniał
aż wyparł ich, siebie i wyprawił za morze długie, jak łodzie wikingów,
tam lśni cieleśnie, przez cieśniny posyłając ducha wraz ze snami światu,
a ten, niemym obrazem posyła jak zagadkę sfinksa i u stóp składa,
Julia zaś z zapamiętaniem wieści składa w kalambury i kółka graniaste.
świat Julii jest wiecznym świtem, buduje słodką pamięć z dala od wody,
choć ta powraca i burzy umysł, wtedy Julia nie jest nieskazitelnie biała
ani dziewczęca, tylko staje się starą kobietą złożoną w łóżku jak w folii,
daremnie próbuje odnaleźć siebie, jego i zmartwiały czas.
jego nie ma, był iluzją, którą kaprys zmaterializował, na chwilę.
Ostatnio edytowany przez kropek (2011-02-15 11:38:51)
Offline
witaj, Megi. to dobrze, że wróciłaś. nie wiem jak z lekkością. pisz i wklejaj. z przyjemnością poczytam.
prawdę mówiąc, wiersz ten uległ znacznym przeróbkom i obecnie wygląda nieco inaczej, ale jego klimat nie uległ zmianie.
dzięki za wizytę,
pozdrawiam
Ostatnio edytowany przez kropek (2011-02-24 22:08:51)
Offline